Pracę twórczą rozpoczynam od snu
***
Kochanie pójdziemy do zoo
***
Piszę tę piosenkę
Patrzę prowadzę rękę
Po płótnie mieniące się barwy
Kwitnące na szczycie drzewa
Bezcennych wczesnych lat
Młodzieńczy kwiat rozkoszny i słodki
Kwitnące na szczycie drzewa
Twoja chustka na jednym powiewa
Milczący las nie umierając wczas
Poobijane łokcie kolana od życia
Odchudzić się od przytycia
Przewrotny lans przewrotny czas
Na wdechu od papierosów
Ten dziwny kraj ten dziwny maj
Przyczaił się w koronie drzew
Gdy stopą ranisz miękki mech
***
Idę dłużej niż nie jeden znany mi krok
Upływa lato upływa rok
Oby zima nie była znów groźna
Oby nie odebrała mi zapachów
Rumiana na mrozie różowe policzki
Nie boję się wiatru ani żadnych strachów
Zamykam za sobą okno drewniane drzwiczki
Delikatne dzwonki błękitne chabry
Biegnę przez zboże biegnę szybciej i szybciej
A kwiatów więcej obłoków liczniej
Coś ty sobie wyobrażał sądząc mnie
Nie sądząc że mi ładnie
W tym swetrze w warkocze
Którego noszę leżąc pod kocem
Nie potępiaj lekkich słów
Wypowiedzianych bez namysłu
Nie zranią cię zanim zrobi się ciemno
Chodź wreszcie ze mną
Chodź wreszcie ze mną spać
***
Czas tak leci i nie ma litości
W czasie zmieszczą się smutki i radości
Dwie szafy chowają poszwy
Cztery szuflady mieszczą bieliznę
Żywot nasz jednostajny
Dryfuje na mieliznę
Starość nie dopada każdego
Ani tego innego ani zwyczajnego
Różne te nasze egzystencje
Mówię to naprędce
Żyj żyj żyj
Lśnij lśnij lśnij
Dla siebie męża matki
Dla wnucząt mlecznej czekoladki
Zwykłe dni sprawy drobiazgi
Tak zwykłe nie do ogarnięcia
Łap chwile od poczęcia
***
Kolosalny ptasi śpiew
Wzbogacając ogród mój
Nie wiem jak to wynagrodzisz mi
Czy nadaję się do łez ludzki znój
Czy to on czy ty mnie śnisz
Słodsze jabłka lekko kwaśne
Pomarańcze odczekane
To znów mój bogaty zbiór
Wzbogacając ogród mój
Trzy porzeczki i poziomki
To dopiero uśmiech twój
Jednak wolę letnie łąki
I góralski lśniący strój
Kolosalny ptasi śpiew
Nie pamiętam ciebie przez
Czy przemilczeć koci gest
I nasz ludzki długi znój
***
Piosenka napisana wspólnie z Adam Wiedemannem
Zobacz na wskazówki zegara
Załóż okulary szkiełka przezroczyste
Jaka jest twoja wiara
We mnie zobacz okna przejrzyste
Tysiące dni w chwilach malutkich
Głowisz się nad każdą sekundą
Tulisz ciepłe powieki łez smutki
Liczysz na palcach opowieść nudną
Dreptasz truchtem mówisz w biegu
Już jesteś na drugim brzegu
W lustrze tropisz ślady dłoni
A czas ciebie goni
A czas ciebie goni…
Popatrz gdzie pędzisz robaku malutki
Gdzie nagle znikły twoje smutki?
Zapomnij, zaraz wrócą
Pobędą sobie w świecie
Gdzie nigdy z mężem nie będziecie
I znów cię trochę zasmucą
Dreptasz truchtem mówisz w biegu
Już byłeś na drugim brzegu
W lustrze tropisz ślady dłoni
A czas ciebie dogonił
A czas ciebie dogonił
***
Ciepła jedwabna sukienka
Zakryte plecy uda łydki
Zobaczyłem cię w całej okazałości piękna
Zubożałem o ten widok brzydki
Kiedy mówiłem niezbyt miłe słowa
Wulgaryzmy że aż boli głowa
Oczarowała mnie lilia na jeziorze
Byliśmy tam wczoraj o tej samej porze
Wiem że od dawna ptaki mówią
Śpiewem w tonacji wysokiej
Przechodzę prawym lewym bokiem
Aż otrę się o ciebie spojrzę w ciebie
Wiem że od dawna ptaki mówią
Świergotem porannym
Przechodzę prawym lewym bokiem
Aż otrę się o ciebie moim losem marnym…
***
Lubi lecz serduszkiem
Obłaskawi zwolni nutę
Zbyt odległą i zepsutą
Tyle kilometrów długich szlaków
Tyle tych wiosennych kwiatów
Lubi lecz serduszkiem
Nie oblecze poszwy swojej
Przez przypadek twarzy mojej
Poprzygląda się w odblasku
Takim samym czy to w kasku
Czy na plaży polegując
Tym serduszkiem mnie przyjmując
Obraz wisi już na ścianie
Nic na pewno się nie stanie
Góry pola i tekstury
Ulic szos i hop w Mazury