Wiersze w tomiku „Wysoko w ziemi” są listem do ukochanej osoby. Przybierają formę krótką z wieloma obrazowymi metaforami.
«Może nasze ułomności są darem…»
***
zrozum wypowiedziała
nie jestem z plastiku
pod pościelą z kory
zrywam senne iluzje
borykam się w bólu
gdy tylko pomyślę
że dwa składniki smoothie
nie są takie same
nie łagodzą dolegliwości
na powszechny strach
i całą spuściznę refleksji
o moim powietrzu
***
rozłożone ramiona
naturalnie na opak
przytulone gałęzie
twoich dłoni
kosztowały ceglaste
rumieńce naszych
wspomnień
gościły całusy
mrugnięcia oczu
podobne do tych
z dzieciństwa
***
źródełko szczęścia
pomyliło się nieco
oszronione stopy
poprowadziły mnie
daleko dalej
niż myślałam
policzalne dni
wypełniły rozum
i serce tykające
zbyt szybko
punktowo
***
usiadłam bez zachwiania
woda oddała to
co jaskrawe i różowe
oddaliłam się w przeciągu
marzeń wzruszeń
narysowałam palcem
na szybie mój
ostatnio brzmiący oddech
prosząc o więcej
czułości
***
pochmurne cumulusy
rozwiały zdziwione słońce
parzące promienie
dotknęły kończyn
nadały im złotego kolorytu
rozsiały się nasiona
wpadając pomiędzy włosy
gęste i potargane
wiatr przypomniał o jesieni
zdmuchnął łzy
stąpając po trawie
nie wiedziałam
że sięgam pełnego
lata w twoim uścisku
a nie w żałobie
tego co już minęło
***
złożone ręce
na twoich kolanach
raz po raz głaszczą
to znów drzemią
z grymasem ośmiolatki
siedzę przed tobą
na strychu grzebiąc
w zbutwiałych książkach
by odnaleźć słowo
najbardziej wyrażające
ciebie mnie
przebudzoną w koszuli nocnej
***
szum wiatraka
zagłusza lekki deszcz
ptasi świergot głuszę
znalezione grzyby
suszą się na balkonie
a ten jest świadkiem
naszych spotkań
radości gniewu
pełen zmysłów
dźwięków i kokieterii
żaglówką zacumowaną
wysoko w ziemi
***
kolano łokieć
nos usta
twoje uwielbienie
moje przypadłości
doskonały kamuflaż
spodni w paski
butów na obcasie
chciałabym pójść
ścieżką lżejszą
niż dotychczas
z dużą ilością roślin
te popychają mnie
do przodu
do końca
od czubka głowy
po palec u stopy
***
wiruję na plaży
spoczywam na łące
chodzę po drzewach
wypatrując spojrzenia
przynależnego do mnie
skaczę na skakance
jeżdżę na wrotkach
szukając twojego kroku
lśni pogoda
kolory przemieszczają się
w każdym kierunku
upatrzyłam go sobie
za młodu
***
ćwiczę umysł
w kołysance wieczoru
kołysze mnie fotel bujany
zasypiam
budzę się o świcie
cisza gra swoją piosenkę
kreatywną wyniosłą
stan rzeczy
dopytuje o sens
czy ty i ja
to my
piękny upalny weekend
w następstwie
rozświetla nam wąski
kawałek lasu
ku przyszłości niepoznanej
może trochę markotnej
zwyczajnej
***
zerknąłeś w stronę drzwi
jakbyś chciał uciec
twój głęboki oddech
wyobrażałam sobie przez
moment
miał być celem
prawem pomiędzy nami
dorastaliśmy tyle razy
ile było nas na to stać
w powierzchownym dniu
łączącym sprawy osobiste
tutaj w górach
jest nasz dom
zatroskany wzrok okien
przybliża jednostajność
zaniechanych pragnień
w każdej drodze
powrotnej
***
cicho cichutko
stoję w obliczu
najmniej spodziewanym
najbardziej statecznym
uśmiecham się w tej chwili
zobaczę przypomnę
dalekie i bliskie
krajobrazy
z westchnieniem
roztargam kołtun
we włosach
zaczeszę je wysoko
w koka
tak wysoko żeby
dotknął twojej brody
zależy jak na to patrzeć
zależy od ciebie
czy rozplątane
palce u dłoni
będą wystarczająco
ci obeznane
***
całowałeś moje oczy
słowa leciały z chmur
deszcz je oczyścił
huragan przewietrzył
spodziewając się
że mogę oderwać wzrok
od twoich brwi
postanowiłeś udowodnić
że nie utracisz
mnie nawet wtedy
gdy w sypialni włączę
coś o niczym
zająknę się i zasnę
***
teoretycznie nie byłeś
doskonałą wersją
o delikatnych plecach
rozłożystych barkach
powinieneś orientować się
w nagromadzonych
po tylu latach
smutkach zachwytach
ale ty nie chcesz
nic przyspieszać
chciałeś bym była wolna
przy romantycznej muzyce
musimy się śpieszyć
czarne i białe
pokolorować
pozbierać całkiem naturalne
zgryzoty wzajemnych relacji
pozmieniać w kochanie
© Paulina Lignar 2019
- Get link
- X
- Other Apps
- Get link
- X
- Other Apps
Comments
Post a Comment